Aktualności

Ogólnopolski Dzień Transplantacji. Przeszczep szansą na normalne życie


W Polsce obec­nie na przeszczep czeka ok. 1780 osób. Najwięcej pac­jen­tów potrze­bu­je trans­plan­tacji ner­ki. Nieste­ty, w ostat­nich lat­ach licz­ba takich zabiegów spa­da. — Po przeszczepie życie wraca do nor­mal­noś­ci, nie patrzy się jak najbliższa oso­ba cier­pi. Cza­sa­mi tym, że się chce komuś pomóc, poma­ga się sobie – przekonu­je prof. Ilona Kur­na­tows­ka, trans­plan­tolog.

Gdy Marcin miał 15 lat, stwierd­zono u niego nad­ciśnie­nie. Po bada­ni­ach okaza­ło się, że przy­czyną jest wielo­tor­bielowa­tość nerek, choro­ba gene­ty­cz­na. Jeszcze wtedy żył w miarę nor­mal­nie. Odpadały tylko sporty ekstremalne, siłow­n­ia, bo to pod­wyższa­ło ciśnie­nie. Nie czuł też łaknienia, ner­ki pow­ięk­sza­ły się i zgni­atały żołądek. Choro­ba postępowała. — Tor­biele pękały, co chwila lądowałem w szpi­talu z ogrom­nym bólem. Wszys­tkie wskaźni­ki pog­a­rsza­ły się – wspom­i­na. Zde­cy­dowano, że konieczny jest przeszczep.

W lutym 2016 roku Mar­ci­nowi usunię­to jed­ną nerkę, w październiku – drugą. — Po pier­wszej oper­acji miałem zapaść, myślano nawet, że bardziej od przeszczepu ner­ki będę potrze­bował przeszczepu ser­ca, ale cud­em wyszedłem z tego, przeżyłem – wspom­i­na. Na daw­cę cały czas czekał. Co dru­gi dzień chodz­ił na dial­izy. — Naj­gorsze były week­endy, mod­liłem się o poniedzi­ałek, żeby iść na dial­izę i móc się napić, bo pomiędzy dial­iza­mi nie moż­na nic pić. Nie zapom­nę tego, jak to jest gasić prag­nie­nie – opowia­da.

Nie mógł też wtedy pra­cow­ać. Poma­gała mu rodz­i­na, żył z oszczęd­noś­ci. Po roku i dwóch miesią­cach zadz­wonił tele­fon. Lekar­ka pytała, czy jest zdrowy, czy nic mu nie dole­ga. — Czułem, że znalazł się daw­ca. Była zgod­ność 10 na 10 — wspom­i­na. Przeszczep wyko­nano 21 kwiet­nia 2017 roku. — Szy­bko doszedłem do siebie. Pier­wsze samodzielne odd­anie moczu po zabiegu to super uczu­cie. Wiem, że to dzi­wnie brz­mi, ale po takiej choro­bie zmienia się pode­jś­cie do ludzkiego ciała – mówi Marcin. Zmienia się też myśle­nie. — Doce­ni­am to co mam, spędzam każdy wol­ny moment z rodz­iną, kocham życie. Nie czu­ję żad­nego bólu. I cią­gle chodzę ter­az głod­ny – śmieje się. — Człowiek myśli, że ma zdrowie dane raz na zawsze, a tak nie jest, łat­wo moż­na je stracić, a jest tylko jed­no – doda­je. Ter­az chodzi tylko na wiz­y­ty kon­trolne zazwyczaj co trzy miesiące.

95 proc. przeszczepów od zmarłych

W Polsce zde­cy­dowaną więk­szość przeszczepów — nawet 95 proc. — stanow­ią przeszczepy od zmarłych, tak jak u Marci­na. Najczęś­ciej daw­ca­mi są oso­by po katas­trofie móz­gowej, czyli np. po pęknię­ciu tęt­ni­a­ka czy udarze mózgu. 
— Oso­ba giną­ca w wypad­ku, najczęś­ciej moto­cyk­lista zosta­je daw­cą — to mit – zaz­nacza od razu prof. Ilona Kur­na­tows­ka, Kierown­ik Klini­ki Chorób Wewnętrznych i Nefrol­ogii Trans­plan­ta­cyjnej Uni­w­er­syte­tu Medy­cznego w Łodzi. — Takich daw­ców jest zaled­wie kil­ka pro­cent – doda­je ekspert­ka.

Pobra­nia narządów do przeszczepu od daw­ców zmarłych moż­na dokon­ać, jeżeli oso­ba zmarła nie wyraz­iła za życia sprze­ci­wu. Co ważne według ustawy trans­plan­ta­cyjnej zgo­da rodziny nie jest wyma­gana. W prak­tyce jed­nak lekarze zawsze roz­maw­ia­ją z najbliższy­mi zmarłego. Rodz­i­na nie jest jed­nak pytana o zgodę, lecz o to, jaka w tej spraw­ie była wola zmarłego. 
Pro­ces ten jest o wiele prost­szy, jeśli dana oso­ba pod­pisała stosowne oświad­cze­nie woli, że w razie śmier­ci chce, by pobra­no narządy do przeszczepu. Prof. Kur­na­tows­ka przekonu­je, że warto też roz­maw­iać z najbliższy­mi o tych tem­at­ach wcześniej.

- Stu­dent, 23 lata, uczył się do nocy, rano mat­ka znalazła go nieprzy­tom­nego w poko­ju. Po przy­wiezie­niu do szpi­ta­la okaza­ło się że ma masy­wny wylew krwi do mózgu. Rozpoz­nano śmierć mózgu, człowiek – ukochany syn — nie żyje. Jeszcze przez krót­ki czas moż­na sztucznie podtrzymy­wać przepływ krwi przez płu­ca, serce, wątrobę, ner­ki, ale moż­na te narządy pobrać do przeszczepu. Rodz­i­na jest w szoku, nagle musi się wypowiedzieć, jaka była wola zmarłego. Dlat­ego tak ważne jest, żeby roz­maw­iać o tym wcześniej – wyjaś­nia nefrol­oż­ka. Zmarły daw­ca może ura­tować nawet osiem osób. — Poma­ga świado­mość, że te narządy żyły­by w drugim człowieku — przy­pom­i­na ekspert­ka.

Lekarze nier­az spo­tyka­ją się też z oporem po stron­ie bior­ców. — Gdy znalazł się dla mnie daw­ca, pomod­liłem się za rodz­inę zmarłego, żeby miała siłę znieść śmierć bliskiej oso­by i tłu­maczyłem sobie, że temu człowiekowi ciało nie jest już potrzeb­ne. To lekarze decy­du­ją, czy dany organ jest potrzeb­ny – przy­pom­i­na swo­ją his­torię Marcin.

Najwiękse ogranicze­nie? Brak daw­ców

Obec­nie w Polsce wskaźnik daw­st­wa to niewiele pon­ad 10 daw­ców na mil­ion mieszkańców. Najlepiej statysty­ki te wyglą­da­ją na Pomorzu. W 2020 roku na mil­ion mieszkańców przy­padało tam 20 daw­ców. Na szarym końcu jest, nieste­ty, woj. pod­karpack­ie, świę­tokrzyskie i właśnie łódzkie. Śred­nio było tu 4,5 daw­ców na mil­ion mieszkańców. Np. w 2021 roku w region­ie łódzkim wyko­nano tylko 12 przeszczepów nerek (kil­ka lat temu wykony­wano około 80 takich zabiegów łącznie w dwóch szpi­ta­lach: im. N. Bar­lick­iego i im. M. Pirogowa).

Prof. Kur­na­tows­ka widzi kil­ka powodów tej sytu­acji. Nasze wojew­ództ­wo jest najszy­b­ciej starze­ją­cym się regionem w Polsce, do tego jest wyso­ka zapadal­ność na nowot­wory. Dodatkowo zmniejszyła się licz­ba ośrod­ków zgłasza­ją­cych daw­ców. W 2015 roku było 10 takich placówek, w 2020 roku tylko trzy szpi­tale wykaza­ły się akty­wnoś­cią dona­cyjną. Prym wiedzie Uni­w­er­sytec­ki Szpi­tal Klin­iczny im. N. Bar­lick­iego. To też jedyny obec­nie ośrodek w region­ie przeszczepi­a­ją­cy ner­ki.

- Żeby była trans­plan­tac­ja, to musi być daw­ca. Najwięk­szym ogranicze­niem jest brak daw­ców, a raczej brak ich iden­ty­fikacji, bo daw­cy są – wyjaś­nia prof. Ilona Kur­na­tows­ka. I doty­czy to nie tylko regionu łódzkiego, bo jak mówi, zeszły rok był dra­maty­czny w całym kra­ju. Jeszcze kil­ka lat temu w jed­nym roku było 600, 700 daw­ców, w ubiegłym roku – niecałe 400. — To są czasochłonne pro­ce­dury, trudne roz­mowy z rodz­iną, do tego potrzeb­na jest infra­struk­tu­ra i ludzie – wymienia ekspert­ka.

Jak wyglą­da cały pro­ces? Gdy jest już potwierd­zona śmierć mózgu u daw­cy, po roz­mowach z rodz­iną, pobiera się oso­bie zmarłej węzeł chłon­ny, który wraz z próbką krwi zawożony jest do wybranego lab­o­ra­to­ri­um (w przy­pad­ku Łodzi do Warsza­wy), by tam na pod­staw­ie badań immuno­log­icznych dobra­no najbardziej odpowied­niego bior­cę, który zare­je­strowany jest na Kra­jowej Liś­cie Oczeku­ją­cych na Przeszczepi­e­nie. I tak np. w wypad­ku przeszczepu nerek nefrol­odzy dosta­ją z lab­o­ra­to­ri­um listę 10–20 pac­jen­tów z całej Pol­s­ki, których para­me­try są najbardziej zgodne z daw­cą. Lekarze dzwonią po kolei do wskazanych osób.
 — Cza­sem się zdarza, że pier­wsza oso­ba na liś­cie jest przez­iębiona, więc nie może mieć wtedy przeszczepu, dru­ga ma opryszczkę, to też jest prze­ci­wwskazanie do zabiegu, ktoś nie odbierze tele­fonu – wyjaś­nia prof. Kur­na­tows­ka. Gdy już uda się wyty­pować bior­ców, pac­jen­ci przy­jeżdża­ją (zazwyczaj dwóch — bior­ca otrzy­mu­je jed­ną nerkę), są badani przez nefrol­ogów, chirurgów i anestezjolo­ga. W sum­ie w przeszczep zaan­gażowanych jest wiele osób, nie tylko lekarzy, ale też pielęg­niarek, salowych, pra­cown­ików lab­o­ra­to­ri­um, radi­ologów. — Przeszczep to wal­ka z upły­wa­ją­cym cza­sem. Im szy­b­ciej pobrany narząd zostanie przeszczepi­ony, tym więk­sza szansa, że będzie dobrze pra­cow­ał, ale pro­ce­du­ra musi być bez­piecz­na. Bez­pieczeńst­wo chorego jest naszym nadrzęd­nym celem – pod­kreśla prof. Kur­na­tows­ka i doda­je: — Trans­plan­tolo­gia to pra­ca zespołowa, pracu­ją w niej zapaleń­cy, żeby ist­ni­ała i się rozwi­jała, potrze­ba pasji i powoła­nia.

Sytu­ację trans­plan­tologii, nieste­ty, pogorszyła jeszcze pan­demia. W tym cza­sie wyko­nano znacznie mniej przeszczepów, a potrze­by pac­jen­tów nie zmalały.
 — Bard­zo mało jest edukacji. O chorobach, o możli­woś­ci zachowa­nia się w różnych sytu­ac­jach – wymienia kole­jne powody prob­lemów w trans­plan­tologii ekspert­ka. Wciąż poku­tu­ją nie poparte niczym mity i men­tal­ność, zarówno jeśli chodzi o przeszczepy ze zwłok, jak i od daw­ców żywych. — Trud­no to sobie poukładać w głowie – wspom­i­na swój zabieg Anna Lebio­da, która miała przeszczep rodzin­ny osiem lat temu. Jej na szczęś­cie te bari­ery udało się pokon­ać.

Pomoc dla daw­cy i bior­cy

Zaczęło się od drob­ne­go zakupu. Jej mama kupiła prosty ciśnieniomierz i obow­iązkowym punk­tem wiz­yt u niej stało się mierze­nie ciśnienia. U Anny zawsze wychodz­iło za wysok­ie. — Mama pow­tarza­ła: idź do lekarza, ale uważałam, że jestem okazem zdrowia. Nigdy nie chorowałam, nawet nie wiedzi­ałam, gdzie mam lekarza pier­wszego kon­tak­tu – wspom­i­na Anna. W końcu zde­cy­dowała się. — Okaza­ło się, że mam kłębuszkowe zapale­nie nerek – mówi. To był grudzień 2007 roku. Orga­nizm słabł, odporność spadała, para­me­try nerkowe były coraz gorsze. Kole­jne infekc­je kończyły się szpi­talem. Z tego cza­su Anna pamię­ta jeszcze ciągły chłód. Nawet latem, gdy było 30 stop­ni, leżała w długich spod­ni­ach, pod kocem — ner­ki odpowiada­ją za utrzy­manie tem­per­atu­ry orga­niz­mu, a jej prak­ty­cznie były marskie.

- W końcu pani pro­fe­sor powiedzi­ała, że trze­ba myśleć o przeszczepie. Przes­traszyłam się – wspom­i­na Anna. Rodzeńst­wa nie miała, ale pamię­tała, że mąż ma taką samą grupę krwi. — Mąż jest bard­zo odważnym człowiekiem i nawet się nie zawa­hał. Od razu powiedzi­ał: odd­am ci nerkę – opowia­da Anna. Kiedy zaczęły się wspólne bada­nia, u Anny pojaw­iły się wąt­pli­woś­ci.  — To właśnie ta trud­ność poukłada­nia sobie tego w głowie – mówi. Mąż zda­nia nie zmienił, ale ona chci­ała zrezyg­nować. Ostate­cznie prof. Kur­na­tows­ka przekon­ała ją, że warto spróbować, bo zas­zli już naprawdę daleko.

Pier­wszy na salę oper­a­cyjną pojechał Mirosław. — Przed zabiegiem nie było w nas napię­cia. Wierzyłam, że będzie dobrze, ale jak przy­wieźli męża i zobaczyłam go jeszcze w narkozie, to pomyślałam: co ja zro­biłam? Wys­traszyłam się – wspom­i­na Anna.

Mirosław doszedł do siebie już po dwóch dni­ach. — Ja wyglą­dałam trag­icznie. Nie miałam wcześniej dial­iz, więc byłam bard­zo wycieńc­zona. Ale czułam, jak mi życie wraca. Było mi w końcu ciepło – wspom­i­na.

Przeszczep wyko­nano 21 październi­ka 2014 roku. Co roku od tego momen­tu państ­wo Lebiodowie kul­ty­wu­ją ten dzień. W pier­wszą rocznicę pos­zli do restau­racji, cza­sa­mi wyjeżdża­ją na dzi­ałkę. — Nie byliśmy ide­al­nym małżeńst­wem, zresztą nie ma ide­al­nych małżeństw. Nie zawsze się zgadza­l­iśmy, ale przed przeszczepem i po przeszczepie całe dnie byliśmy razem, to nas bard­zo zbliżyło. Potem każdy rozszedł się do swoich zajęć, ale bliskość została. Mamy inne spo­jrze­nie na życie – mówi Anna.

W Polsce tylko 3–5 proc. przeszczepi­anych narządów pochodzi od żywych daw­ców (na świecie od 30 do 50 proc.). W przy­pad­ku daw­cy żywego nerkę czy frag­ment wątro­by mogą otrzy­mać: krewny w linii prostej (dzieci, rodz­ice, dzi­ad­kowie), rodzeńst­wo, oso­ba przys­poso­biona lub małżonek. Warunk­iem jest oczy­wiś­cie zgod­ność grup krwi, ale też zgo­da i daw­cy i bior­cy. I tu – po stron­ie bior­cy – częs­to jest najwięk­szy opór. 
— Słyszę, że nie chcą okaleczać swoich blis­kich, co jest oczy­wiś­cie nieprawdą, bo z jed­ną nerką moż­na nor­mal­nie żyć. Albo że nie chcą mieć długu wdz­ięcznoś­ci. Wtedy pytam, czy gdy­by była odwrot­na sytu­ac­ja, to odd­al­i­by nerkę żonie, bratu, matce. Naty­ch­mi­ast odpowiada­ją, że tak – opowia­da prof. Kur­na­tows­ka. Lekar­ka stara się też tłu­maczyć, że odd­anie narzą­du najbliższej oso­bie to jest coś, co może­my dać jej najpiękniejszego. Dokład­nie to czu­je ter­az Anna Lebio­da. — Byłam i jestem tak szczęśli­wa, że tego się nie da opisać. Tak samo jak wdz­ięcznoś­ci do męża. Odd­ał mi kawałek siebie – mówi.

- Kiedyś syn chci­ał odd­ać nerkę matce, ale ta nie chci­ała. Tłu­maczyłam jej, że to znaczy, że tak pięknie wychowała dzieci, że mają potrze­bę pomo­cy matce – doda­je nefrol­oż­ka. 
Poza tym przy­pom­i­na, że gdy cho­ru­je jeden członek rodziny, to cho­ru­je cała rodz­i­na. Życie zaczy­na być pod­porząd­kowane wyjaz­dom na dial­izy, przyj­mowa­niu leków, częs­to pac­jen­ci muszą zrezyg­nować z pra­cy, nie moż­na jechać w każde miejsce na wakac­je, ogranic­zone są różne akty­wnoś­ci. Więk­sze też jest zagroże­nie różny­mi infekc­ja­mi, im dłużej trwa­ją dial­izy tym więcej powikłań. — Po przeszczepie życie wraca do nor­mal­noś­ci, nie patrzy się jak najbliższa oso­ba cier­pi – przekonu­je prof. Kur­na­tows­ka.

Zan­im do przeszczepu dojdzie, obie strony pod­dawane są kom­plek­sowym badan­iom i to nier­az ratowało też życie potenc­jal­nego daw­cy.
— Przy­jeżdżał kiedyś do mnie pac­jent, którego sios­tra chci­ała zostać daw­cą. Bada­jąc ją, znaleźliśmy nowotwór skóry, to była malusień­ka zmi­ana, bez takich szczegółowych badań wykry­to by ją pewnie już w zaawan­sowanym sta­di­um. Wykryliśmy też polip jeli­ta grubego, który za chwilę przek­sz­tał­cił­by się w nowotwór, a tak kobi­eta chcąc pomóc bratu, sama została ura­towana – mówi prof. Kur­na­tows­ka. Wspom­i­na też, jak u innego daw­cy znaleźli cukrzy­cę, u kole­jnej nowotwór pier­si.
 — Cza­sa­mi tym, że się chce komuś pomóc, to poma­ga się sobie – mówi nefrol­oż­ka.

Zaz­nacza też, że daw­ca­mi nerek mogą być też oso­by starsze bio­log­icznie – jeden z najs­tarszych daw­ców miał 71 lat. Daw­cy co rok mają też wykony­wane szczegółowe bada­nia, więc częs­to dzię­ki temu żyją dłużej.

Praw­ie 2 tys. osób w kole­jce na przeszczep

Jeśli bior­ca i daw­ca z rodziny nie mają np. zgod­nej grupy krwi, a w drugiej parze jest podob­na sytu­ac­ja, to możli­wy jest przeszczep krzyżowy (jeśli pary te zgadza­ją się krzyżowo). W Polsce jed­nak takich trans­plan­tacji jest zaled­wie promil, w USA np. przeprowadzano przeszczepy rodzinne łańcu­chowe, w których zaan­gażowano 21 par.

Jeśli oso­ba niespokrewniona z bior­cą chce odd­ać narządy z uwa­gi np. na związek emocjon­al­ny, to na przeprowadze­nie takiej pro­ce­dury musi wyraz­ić zgodę sąd rodzin­ny. Pol­skie pra­wo nie pozwala na tzw. daw­st­wo altru­isty­czne – nie moż­na bez­in­tere­sown­ie odd­ać ner­ki obcej oso­bie.

By wszelkie pro­ce­dury były klarowne, trans­plan­tolo­gia, jako jedy­na dziedz­i­na medy­cyny, podle­ga spec­jal­nej ustaw­ie z 2005 roku o trans­plan­tologii. Wszys­tki­mi przeszczepa­mi w kra­ju koor­dynu­je Poltrans­plant, każdy daw­ca i bior­ca musi tu być zare­je­strowany. 

Według jego danych w Polsce w chwili obec­nej na przeszczep czeka ok. 1780 osób (nie licząc przeszczepów rogów­ki). Najwięcej pac­jen­tów potrze­bu­je trans­plan­tacji ner­ki – 985. 411 osób czeka na serce, 146 na wątrobę, a 163 na płu­ca. Ile się czeka na przeszczep? 
— Nie ma reguły, trze­ba mieć szczęś­cie – odpowia­da prof. Kur­na­tows­ka. Miała takie oso­by, które czekały nawet pięć lat, a cza­sem pac­jent zgłaszał się, jeszcze nie miał dial­iz i za dwa dni znalazł się daw­ca.

Nieprzeko­nanym prof. Kur­na­tows­ka opowia­da też his­torię pac­jen­t­ki, która kil­ka lat temu miała usuniętą nerkę z powodu guza. Jak­iś czas później nas­to­let­ni syn kobi­ety zginął w wypad­ku. Pac­jen­t­ka stanęła przed pytaniem, czy syn może być daw­cą. Zgodz­iła się. 
Niedłu­go potem okaza­ło się, że guz jest też u niej w drugiej nerce i też trze­ba ją usunąć. Kobi­eta rozpoczęła dial­izy, konieczny był przeszczep. Po kilku­nas­tu miesią­cach znalazł się daw­ca — młody człowiek, który zginął w wypad­ku.
 — Jak pac­jen­t­ka opowiedzi­ała mi swo­ją his­torię, to się popłakałam. Nigdy nie wiemy, co nas czeka w życiu i czy sami lub ktoś z naszych blis­kich tego narzą­du nie będzie potrze­bował — mówi prof. Kur­na­tows­ka.

W Łodzi w tym roku na razie były już dwa przeszczepy ner­ki – dwóch pac­jen­tów otrzy­mało je od jed­nego zmarłego daw­cy. Pię­cioro daw­ców rodzin­nych jest już przy­go­towanych do odd­a­nia ner­ki swoim najbliższym: bratu, mężowi, żonie. Kole­jni daw­cy prze­chodzą szczegółowe bada­nia, aby odd­ać nerkę syn­owi i żonie.

  • Opublikowano: 26 stycznia 2022
Podziel się na:
godło Polski

Uni­w­er­sytet Medy­czny w Łodzi
Ale­ja T. Koś­ciusz­ki 4
90–419 Łódź
NIP 7251843739
REGON 473073308

Zna­jdź nas!

BIP